Księżyc oderwał się od swojej orbity i powoli, acz nieuchronnie zbliża się do Ziemi, więc oczywiste jest, że w którymś momencie się z nią zderzy… I właściwie po takim wstępie można uznać, że powieść niewarta czytania, bo od dawna wiadomo, że taka katastrofa jest niemożliwa. Tylko czy fakt, że od dawna wiemy, że Mars nie jest zamieszkany, i że nie da się go ot tak, po prostu zasiedlić sprawia, że Kroniki marsjańskie Raya Bradbury’ego nie są warte czytania? W końcu w tego typu literaturze nie chodzi o to, by w sposób realistyczny przedstawić możliwości zmiany przez Księżyc swojej orbity czy zasiedlenia Marsa. Chodzi tu raczej, a może przede wszystkim, o pokazanie, jak się zachowują ludzie w pewnych sytuacjach.
Najpierw więc obserwujemy, jak zachowuje się Edgar Hopkins, jeden z nielicznych ludzi, którzy dowiadują się o nadchodzącej katastrofie na kilka miesięcy przed innymi. Później – jak reagują ludzie w wiosce, w której zamieszkuje Hopkins, a jak w nieodległym Londynie. I naprawdę w takim przypadku nie ma znaczenia, czy katastrofą jest uderzenie czegokolwiek w Ziemię, wybuch superwulkanu czy jakieś wydumane zagrożenie. I o tym głównie jest powieść Sherriffa.
Czyli pierwsza „słabość” tak naprawdę wcale nią nie jest. Po prostu, skoro już wiemy (o czym Sherriff nie wiedział), że uderzenie Księżyca o Ziemię jest niemożliwe, można ów księżyc uznać po prostu za metaforę zagrożenia. I wtedy już wszystko gra. No, chyba że ktoś oczekuje wartkiej akcji czy superbohaterów…
I tu pojawia się drugi słaby punkt Rękopisu Hopkinsa – autor rękopisu. Stary kawaler, były nauczyciel, hodowca kur i miłośnik astronomii. Skoncentrowany przede wszystkim na sobie. Tylko w sumie chyba większość ludzi bardziej z nim może się identyfikować niż z superbohaterami. Obserwując jego reakcję na informację o zbliżającej się katastrofie łatwiej zastanowić się, co ja bym zrobił(a), mając taką wiedzę przed innymi i praktycznie żadnych możliwości, żeby zapobiec katastrofie. I jak zachował(a)bym się, gdyby ona już nadeszła.
Owszem, powieść Sherriffa nieco trąci myszką, ale głównie dlatego, że jest bardzo brytyjska. Co więcej, brytyjska z czasów, kiedy istniało – zdawać by się mogło, że nieśmiertelne – imperium brytyjskie. Więc reakcje mieszkańców wioski na wieść o zbliżającej się katastrofie mogą być dla nas cokolwiek niezrozumiałe. Nie zmienia to jednak faktu, że czasem warto pamiętać, że jakiś koniec świata, w którym żyjemy, może nastąpić szybciej, niż byśmy tego chcieli. I warto pamiętać, że nie dowiemy się o tym z odpowiednim wyprzedzeniem.
Zostaw Komentarz